Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych i Przyjaciół "Nadzieja" w Legnicy

logo
Stronę odwiedzono 268269 razy, dzisiaj było 153 wizyt, wczoraj 148


Opowieści i wrażenia członków naszego Stowarzyszenia


Pielgrzymka na Jasną Górę 2005

Pielgrzymka

W życiu każdego z nas, nadchodzi taki moment, że chciałby spróbować czegoś nowego, przeżyć coś czego jeszcze nie przeżył, na nowo odkryć siebie samego. Bowiem człowiek ma już taką naturę, żeby się cały czas rozwijać, musi robić rzeczy których jeszcze nie zasmakował. I nie inaczej w tym przypadku było ze mną, od dłuższego czasu czułem że potrzebuję jakieś zmiany, czegoś co by mnie pchnęło do przodu i nadało temu wszystkiemu sens. I nagle, tak niespodziewanie, nadarzyła się ku temu niepowtarzalna okazja. Nadszedł dzień 1 sierpnia, a to oznaczało tylko jedno, wyprawę na Pielgrzymkę do Częstochowy. Większość znajomych już od dłuższego czasu, z niecierpliwością czekała na ten szczególny moment, ja jak zwykle zdecydowałem się niemal w ostatniej chwili, tak samo parę lat temu było z wyjazdem do Leśnej na biwak. Ale to już inna historia, teraz postaram się opowiedzieć jak było tym razem, więc zapraszam to lektury.

1 sierpnia

Pobudka była z samego rana o godzinie 5:00, trzeba było szybko spakować plecak podręczny, wypić ciepłą herbatkę lub kawę, zapakować się do samochodu no i w drogę. Jakoś nigdy nie miałem potrzeby tak z rana bywać w mieście, więc to co zobaczyłem to była dla mnie pewnego rodzaju nowość. Chodzi o to ze na ulicach było bardzo pusto, nie było niemal żadnego samochodu, ludzi to już niemal w ogóle nie było, tak sobie pomyślałem ze wszyscy pewnie są tam gdzie właśnie jechaliśmy. Jakie było moje zdziwienie, kiedy pojawiłam się na miejscu, to znaczy pod Katedrą w Legnicy i było tam niemal pół naszego miasta. Jak tylko wysiadłem z samochodu, to od razu przywitałem parę znajomych osób, które widuje się rzadko, potem jak zaczęli się wszyscy schodzić, to doszło jeszcze więcej znajomych i była bardzo fajna atmosfera. Około godziny 6:00 została odprawiona msza, wszyscy zostali pobłogosławieni i mogliśmy ruszyć w drogę ze swoją misją. Zostaliśmy przydzieleni do swoich grup, ja zostałem przydzielony do grupy numer cztery, patron ¦w. Piotr i Paweł - Legnica i Prochowice i ruszyliśmy w drogę. Szliśmy przez całe miasto, główną drogą w kierunku na Koskowice, tam mieliśmy swój pierwszy postój, gdzie odnalazłem jeszcze więcej znajomych osób. Ludzie częstowali wszystkich ciastem własnej roboty, udostępniali swoje ubikacje dla potrzebujących. Tam tez dorwała mnie moja koleżanka Ewelina i wciągnęła mnie do swojej grupy numer 7. Jak ruszaliśmy w dalszą drogę, to ludzie z innych grup, przybijali piątki i dawali otuchy przed dalsza drogą. W czasie tego marszu śpiewaliśmy piosenki i słuchaliśmy komunikatów wypowiadanych przez księża który prowadził nasza grupę. W takiej miłej atmosferze doszliśmy do następnego postoju, czyli do Taczalina. Tam też wszyscy rozłożyli się na trawie, pod drzewem, lub na kocu, żeby odpocząć, posilić się i nabrać sił przed dalszą podróżą. I w tej miejscowości dla mnie był koniec Pielgrzymki, musiałem wracać do domu, pożegnałem się ze wszystkimi, i ruszyłem w drogę powrotną, z zamiarem dołączenia do nich, następnego dnia.

2 sierpnia

Pobudka tak samo jak poprzedniego dnia, o godzinie 5 rano, można się do tego przyzwyczaić, i tak nie spałem od dobrych 20 minut, więc nie było problemu ze wstawaniem. Trzeba było szybko się ubrać, umyć, wypić ciepłą herbatkę, zapakować do samochodu i w drogę. Pojechaliśmy w kierunku na Ujazd Górny, ponieważ tam mieli pierwszą nockę, nie zastaliśmy ich na miejscu, okazało się ze parę minut temu wyruszyli. Pojechaliśmy więc do następnej miejscowości, ale drogą na około, żeby być przed nimi, następna miejscowość, to było Piersno. Tam właśnie czekaliśmy na naszą grupę, żeby do nich dołączyć, z zamiarem spędzenia z nimi całego dnia. Nadeszła jakaś grupa, lecz to nie była nasza, jako pierwsza szła grupa numer 10, chyba w tej grupie szła pani Teresa z Kasią, przed nimi był kościółek, wszyscy się zatrzymali, pomodlili i ruszyli dalej, przechodząc koło nas przybijali piątki. Przeszło koło nas, chyba ze cztery grupy, zanim na horyzoncie pojawili się nasi, czyli grupa numer 4. Moi koledzy szli na samym końcu tej grupy, kiedy nas zobaczyli, wyszli z szeregu, przywitali się i dalej ruszyliśmy już razem. Czekał nas jeszcze spory kawałek drogi, bowiem do następnego postoju było około 3 kilometrów, każdy chciał ten odcinek pokonać jak najszybciej, bowiem tam było zaplanowane śniadanie, czyli pierwszy posiłek tego dnia. Jak doszliśmy do miejsca postoju, to ulokowaliśmy się na boisku i rozsiedliśmy się w samochodzie, mojego taty, dawali tam, chleb ze smalcem, i kiszone ogórki, oraz pyszną słodka bułkę z makiem. Po tym pierwszym posiłku tego dnia, ruszyliśmy w dalszą drogę, a mieliśmy do pokonania jeszcze kupę kilometrów. Następnym, takim większym przystankiem na naszej drodze, był kościół w Kątach Wrocławskich, panowała tu taka zasada że kto pierwszy ten lepszy, a że było nas dużo, to ten kto wszedł do kościoła na końcu, to stała całą mszę na nogach. A byli tacy co już do kościoła się nie zmieścili, Ci bowiem rozłożyli się na dworze pod kościółkiem. W środku panowała miła atmosferka, było chłodniej niż na dworze, a do tego dość ciemno, to powodowało że niektórzy się na chwilę zapominali i normalnie zasypiali na siedząco. Ale się nikomu nie dziwie, byli zmęczeni po długiej podróży, i wyczerpani upałem, ja sam się złapałem na tym ze się zapomniałem. Msza trwała około 1,5 godziny, już myślałem że nas nigdy nie wypuszczą. Po wyjściu z kościoła, mieliśmy jakieś pół godziny dla siebie, w tym czasie każdy mógł robić co chciał, jedni polecieli do ubikacji, inni na lody, a jeszcze inni rozłożyli swoje maty i odpłynęli do krainy snów. Po upływie tego czasu, ruszyliśmy dalej. Zatrzymywaliśmy się tego dnia jeszcze w paru miejscach, na posiłki i odpoczynek, ale już się pogubiłem z tymi nazwami. Naszym celem było dojść tego dnia do Tyńca Małego, gdzie mieliśmy spędzić kolejną nockę na polu namiotowym. Na miejscu naszego nocnego postoju, każdy rozkładał swój namiot, rozpakowywał swój bagaż, przygotowywał się do nocnego odpoczynku.

Tutaj dochodzimy do końca tego opisu, ponieważ ja musiałem z przyczyn niezależnych odemnie wracać już do domu. Było mi trochę smutno, kiedy się żegnałem z innymi, którzy szli dalej, ale w duchu sobie mówiłem że pod koniec przyjadę i dołączę do nich jak będą wchodzić na Jasną Górę. Do tego było jeszcze tydzień, a w ciągu tego tygodnia wydarzyło się parę rzeczy, przez które nie miałem możliwości dołączenia do mojej grupy jak wchodzili do Częstochowy. Mam tylko taka wielką nadzieję, że za rok jak wszystko dobrze pójdzie, to tym razem pójdę już na całą Pielgrzymkę, tak od początku do końca. Bo mimo że w tym roku, byłem tylko półtora dnia, to muszę powiedzieć że mi się bardzo, ale to bardzo podobało. Już dawno nic nie zrobiło na mnie aż tak wielkiego wrażenia. A więc jak dobrze pójdzie, to do zobaczenia za rok. Już się nie mogę doczekać!

Na koniec pragnę pozdrowić i przekazać podziękowania niektórym osobom które mi w czasie tej Pielgrzymki pomagały. A więc pozdrawiam i dziękuję: Adamowi, Grzesiowi, Ewelinie, Alicji, Ewie i Justynie, oraz mojemu tacie, dzięki któremu, w ogóle ta wyprawa była dla mnie możliwa.

Sławomir Darczuk
Pielgrzymki do Rzymu - http://www.arko-travel.pl/

Podsumowanie i wspomnienia z roku 2004.

Mamy już nowy, czyli 2005 rok, przyszedł więc czas, aby zrobić podsumowanie starego roku, który właśnie minął, a był chyba w miarę udany. Dużo się wydarzyło w życiu naszego Stowarzyszenia, było parę fajnych imprezek, spotkań towarzyskich, biwaków itd. itp. A więc czas na podsumowanie, Władek włączaj tą kamerę i jedziemy z tym koksem!!!
Od początku roku 2004 spotkania wtorkowe zostały bez zmian i odbywały się w każdy wtorek od godziny 16:00 do 19:00. Za to 25 stycznia zostało zorganizowane tak zwane "Spotkanie Organizacyjne"", czy jak to niektórzy mówią inaczej "Walne zgromadzenie". Na tym spotkaniu został omówiony grafik spotkań na cały rok 2004 i każdy otrzymał kalendarzyk z grafikiem imprez, na którym było napisane co, jak, gdzie i kiedy ma się odbyć.
Następne takie większe spotkanie mieliśmy zaplanowane na 22 lutego. Wypadał wtedy "Bal Karnawałowy", ale dwa dni wcześniej, czyli 20 lutego, zostało zorganizowane specjalne spotkanie w celu przygotowania dekoracji i sali na to wielkie wydarzenie. Właściwie był to bal karnawałowo - walentynkowy, z racji tego, że walentynki wypadały tydzień wcześniej i była to właśnie taka niepowtarzalna okazja żeby połączyć te dwie imprezy i zrobić zabawę w jeden dzień.
Każdy chyba dobrze wie, co wypada 8 marca, a jak nie, to podpowiadam, że wtedy jest święto wszystkich naszych KOBIET, czyli DZIEŃ KOBIET. Nie wiem czemu, ale nic nie było zaplanowane na ten dzień, nie mieliśmy żadnej imprezki z tej okazji, a szkoda.
Następnie był 27 marca i zostaliśmy zaproszeni na uroczyste spotkanie z okazji "¦wiatowego dnia inwalidy i osób niepełnosprawnych" do Legnickiej Biblioteki Publicznej Filia nr 1 przy ul. P. Gojawiczyńskiej 2.
18 kwietnia, odbyło się spotkanie wielkanocne. Niestety nie wiem jak było, bo byłem wtedy chory i mnie na nim nie było.
1 maja w roku 2004 przejdzie na pewno do historii, wtedy bowiem Polska została oficjalnie członkiem UE, a my jako Stowarzyszenie "Nadzieja" w tym właśnie dniu mieliśmy całodniowy biwak w Duninie. Jak na razie był to chyba najlepszy wypad na jakim byłem razem z grupą i mam nadzieję że wszystkim podobało się tam, tak samo jak mi. Nie ma to jak wypoczynek na łonie natury, z dala od hałaśliwego miasta i zapachu spalin.
Jakoś tak w maju zacząłem się interesować stroną internetową naszego klubu. Ktoś mi podał adres, który następnie sprawdziłem i pierwsze wrażenie to był mały szok. Pomyślałem sobie jak tu jest pusto i nie ma w sumie nic interesującego. Pomyślałem sobie, że może mógłbym coś tam napisać i skontaktowałem się z osobą która odbierała maile. Adres znalazłem w dziale kontakt. Po paru dniach dostałem, odpowiedĽ. Jak się póĽniej okazało napisał do mnie Zbyszek, który stworzył i prowadzi tą stronę. Napisał, że bardzo się cieszy, że wreszcie ktoś się tym zainteresował i zaproponował żebym zaczął pisać relacje z imprez oraz wszelkich wydarzeń związanych z naszym Stowarzyszeniem.
15 maja, to dla naszego Klubu był wielki dzień, obchodziliśmy wtedy jubileusz 20-lecia istnienia naszego Klubu "Nadzieja". Był bardzo huczny bal, obecnych było dużo gości i ważnych osobistości Legnicy. I tutaj właśnie nastąpił taki mały przełom dla mnie, napisałem bowiem pierwszy artykuł na stronę internetową i wymyśliłem dział "Kronika", w której właśnie tekst o 20-leciu istnienia klubu się ukazał jako pierwszy. Od tej pory regularnie opisuję już każdą imprezę jaka ma miejsce w "Nadzieji".
26 maja w Dniu Matki też nie mieliśmy z tej okazji żadnej imprezy. 13 czerwca, to dzień w którym odbyła się w Klubie Dyskoteka letnia. Na początku było omówienie szczegółów dotyczący zbliżającego się wypadu na ognisko, a potem był już szał tańczących ciał. 19 czerwca, odbyło się, właśnie to ognisko co było planowane tydzień temu, był to jeden wielki niewypał, a to za sprawą miejsca, które było do kitu, no i pogody która zgotowała dla nas deszcz. 17 czerwca, następny wypad na biwak, tym razem do Jaroszówki, było super, i nawet pogoda dopisała, było około 25 stopni w cieniu.
28 sierpnia mieliśmy ognisko na zakończenie lata było to w Lasku Złotoryjskim. Było wszystko OK. I atmosfera, i pogoda dopisała jak nigdy.
4 września wyjazd na Turnus rehabilitacyjny nad morze do Pustkowa. Ci co byli mówili że było fajnie i mieli dużo różnych wycieczek i innych atrakcji rozrywkowych. 11 września jedni bawili się na wczasach, a reszta która nie pojechała na turnus miała okazję być na festynie integracyjnym w Miłogosowicach. Ja tam byłem, brałem udział w zawodach i nawet puchar zdobyłem i dyplomy dwa za drugie miejsce a jeden za pierwsze miejsce. W sobotę 18 września wrócili ci, co byli na Turnusie, a 19 września odbył się u nas w Klubie turniej w warcaby. Wygrał wtedy pan Andrzej Darczuk, Gratulacje. Natomiast na 25 września, jako członkowie Stowarzyszenia "Nadzieja", zostaliśmy zaproszeni na uroczystość przyjęcia Sakramentu Małżeństwa przez Iwonę Andruszkiewicz i Jacka Korzeniowskiego, która odbyła się w Kościele p.w. św. Jacka w Legnicy.
19 paĽdziernika nasza koleżanka z okazji urodzin, nie chciała powiedzieć których, postawiła szampana i poczęstowała tortem. 24 paĽdziernika, jak co roku, odbyło się spotkanie z muzyką, tym razem była to muzyka rosyjska.
28 paĽdziernika w szkole integracyjnej numer 20 w Legnicy odbył się już po raz trzeci, tak zwany Legnicki Dzień Integracji.
9 listopada było zebranie i jednocześnie pierwsza próba do przedstawienia, które było szykowane na Klubową Wigilię, postawiłem też wtedy urodzinowego szampana.
16 listopada Sławomir Mermela postawił szampana oraz poczęstował tortem z okazji zaległych imienin. 18 listopada, było spotkanie z panią psycholog, a potem kolejna próba do przedstawienia. PóĽniej już tak do końca były próby w każdy wtorek i piątek.
27 listopada zorganizowane były Andrzejki, zabawa była fajna, ale każdy mi przyzna, że muzyka to była totalna, klapa. I nadszedł w końcu 11 grudnia, każdy czekał na ten dzień, z niecierpliwością, mieliśmy wtedy przedstawienie, Jasełka - był to nasz debiut i wypadliśmy chyba dobrze, bo dostaliśmy zaproszenie od biskupa. 21 grudnia, ostatnie spotkanie w Atrium w roku 2004, trzeba było to jakoś uczcić, no i polał się szampan za udany roczek.
29 grudnia mieliśmy zaszczyt gościć na Sylwestrze Integracyjnym, który się odbył w szkole integracyjnej numer 20 w Legnicy. To niestety była ostatnia impreza w starym roku. Mógł jeszcze być 31 grudnia, Sylwester klubowy, ale jakoś wcześniej nie było chętnych, bo na ostatnią chwilę to prawie wszyscy chcieli robić tego Sylwestra, ale niestety było już trochę za póĽno na taką imprezę. Mam nadzieję, że za rok będzie ten klubowy Sylwek.
Kiedy to piszę, mamy już nowy rok, czyli 2005. 4 stycznia odbyło się pierwsze spotkanie w nowym roku. Jak to już jest w tradycji, i tym razem znowu polał się szampan, jednak okazja była podwójna: po pierwsze wypiliśmy za nowy rok, a po drugie za zdrowie mojej siostrzenicy Ewy, która miała w ten dzień 16-ste urodziny. Na zakończenie tego jakże trochę przydługiego wspominania starego roku, życzę wszystkim, aby ten Nowy Rok 2005, nie był gorszy od starego. Według mnie było tylko parę takich nie udanych wypadów, pomijając wtedy to ognisko, gdzie zastał nasz deszcz, to wszystko inne było super. I żeby udało się zrealizować wszystkie plany, powiem tylko, że ja już mam parę pomysłów na ciekawe i miłe spędzenie czasu w Klubowym gronie znajomych. Postaram się żeby zostały one zrealizowane w tym roku. Jeśli popełniłem jakieś błędy w datach, albo czegoś przez przypadek nie napisałem, to proszę o słowa krytyki.

Sławomir Darczuk

Krótka historia o tym jak wstąpiłem do Stowarzyszenia "Nadzieja"

`

Tak się od pewnego czasu zastanawiałem, może by tu napisać jakiś felieton o tym jak wstąpiłem do klubu i co mi to dało.
Zacznę może od początku. Chodziłem najpierw do szkoły podstawowej, potem do ogólniaka, gdzie udało mi się zdać maturę, z czego jestem niezwykle dumny. Wtedy miałem zajęcie i nie zastanawiałem się, co mam robić z wolnym czasem, bo była szkoła, lekcje i obowiązki z nią związane. Czasy szkolne pomału dobiegły końca, zaczęły się wakacje, które jak wszystko w życiu też pomału dobiegły końca. Wszyscy poszli do szkoły, a póĽniej na studia, a ja zostałem w domu. Już pod koniec ogólniaka zacząłem mieć problemy ze słuchem i dlatego nie podjąłem dalszej edukacji w żadnym kierunku. Mogłem podjąć studia, ale to w moim przypadku nie miało sensu, bo niby jak bym słuchał tych wszystkich wykładów itd. Tak bezczynnie przesiedziałem w domu około roku, lecz nie było to czas do końca stracony, bowiem wtedy właśnie odkryłem cudowny świat książki. Z racji tego, że słabo słyszałem, to zamiast oglądać jakiś bezsensowny program w TV wolałem poczytać ciekawą książkę. Przynajmniej wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. I tak właśnie narodziło się moje zamiłowanie do książek, a co dziwne, bo jak chodziłem do szkoły i miałem przeczytać jakąś lekturę, to była dla mnie niesamowita męczarnia. No i tak siedziałem sobie w domu, mijała wiosna, lato, jesień, i nastała zima, a ja pochłaniałem książkę za książką, no ale pewnego zimowego dnia tato zaproponował pewne rozwiązanie. Powiedział, że pewna pani Antonina z Miejskiej Biblioteki Publicznej, Filia nr 9 w Legnicy, do której wtedy należałem zaproponowała mu żeby przyszedł z rodziną na spotkanie do DK "Atrium".
Nadszedł dzień 26 stycznia 2003 roku i odbyło się wtedy "Spotkanie organizacyjne", jak to niektórzy mówili, "Walne zgromadzenie". Byłem tego dnia trochę w złym humorze, a to dlatego że miałem przytkane ucho i niemal zupełnie nic nie słyszałem, ale na spotkanie wstawiłem się punktualnie o godzinie 16:00. Byłem trochę podniecony i za razem przestraszony, bałem się jak mnie przyjmą i czy dobrze będę się czuł w nowym środowisku.
Pierwszą osobą którą poznałem, był jak się póĽniej okazało nasz "klubowy" fotograf Sławomir Mermela, a potem każdy podchodził i się przedstawiał po kolei. Za pierwszym razem się nie połapałem jak wszyscy maja na imię, było po prostu za dużo osób na raz. Po tym wszystkim, przystąpili do programu głównego tego spotkania, a prowadzili to głównie dwie osoby, prędzej już przedstawiona pani Antonina i prezes Stowarzyszenia "Nadzieja" pan Grzegorz M. Na koniec sprzedawali kalendarzyki z grafikiem spotkań.
Tak od razu od początku nie chodziłem na spotkania, które odbywały się co tydzień, ale byłem obecny na oficjalnych imprezach takich jak "Bal Karnawałowy", czy spotkanie z okazji dnia Niepełnosprawnych w LBP. Powiem szczerze, że z początku jakoś dziwnie się czułem w tym "Klubie", niemal nikogo nie znałem, nie miałem z nikim żadnych tematów i tak dalej. Taka kolej rzeczy trwała aż do pewnego momentu, przyszła wiosna i nastał czas wyjazdu na kilkudniowy biwak do Leśnej. Dosłownie do ostatniej chwili nie byłem zdecydowany czy mam tam jechać czy nie. Wszyscy którzy jechali, zebrali się po DK "Atrium" i czekali na autobus, wtedy dopiero ja zdecydowałem, że chyba warto by było się pisać na ten wypad.
No i miałem dużo szczęścia, tak się jakoś stało że razem z ojcem się załapałem dosłownie sekundę przed czasem. Teraz już wiem co bym stracił jakbym nie pojechał na ten biwak. Ten wypad to był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Co prawda na miejscu chciałem jeszcze tego samego dnia wracać do domu, ale to już przeszło do historii, a raczej do papierowej kroniki. Jednak jak się obudziłem następnego dnia, to miałem zupełnie inne zdanie na temat tego miejsca, poznałem bliżej osoby z klubu, no i znalazłem wspólny język z naszym prezesem, czyli z Grzegorzem M. Dzisiaj już to wiem, że jakby nie tamten wyjazd, to nie byłbym aż tak blisko z naszą grupą, a tak to stałem się duszą towarzystwa i dlatego wszystkie następne spotkania, wyjazdy, oraz ogniska i różne okolicznościowe imprezy były wyjątkowo udane.
Trudno powiedzieć co by się ze mną działo, jakbym nie wstąpił w szeregi Stowarzyszenia "Nadzieja", ale dzięki temu poznałem bardzo fajnych ludzi z którymi można porozmawiać na różne ciekawe tematy, pobawić się wspólnie na kameralnych zabawach, wyjechać razem z grupą nad morze na dwutygodniowy odpoczynek lub na pożegnanie lata pobawić się i pośmiać przy wspólnym ognisku - jednym słowem wspólnie pokonywać trudy i troski dnia codziennego.
Jak ktoś kiedyś powiedział, we dwóch zawsze raĽniej, jeden drugiemu w miarę możliwości pomoże, powie dobre słowo lub da dobra radę i zawsze już będzie o wiele lepiej.

Korzystając z okazji, tej szczerej i krótkiej historii, chciałem pozdrowić wszystkich Członków oraz przyjaciół Stowarzyszenia "Nadzieja" i dodać hasło - "Z nami nie będziesz sam". A osobą które to przeczytają i mnie znają chciałbym bardzo podziękować za to że mnie lubią takiego jaki jestem, z moimi wadami i zaletami. Do zobaczenia na następnym spotkaniu.

Uwaga: Jeśli ktokolwiek dotrwał do końca tego tekstu, to proszę bardzo o zostawienie komentarza w "Księdze". Proszę napisać czy się podobało, lub nie. Z góry bardzo dziękuję.

Sławomir Darczuk